Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  351  —

Puściliśmy konie wolno i usiedliśmy obok źródła. Wydobyłem skórzany puharek, zaczerpnąłem powoli, wypiłem ją i odpowiedziałem dopiero potem:
— Woda w mózgu? Hm! A czy wy nie piliście także, sir?
— Naturalnie, że tak. Co chcecie tem powiedzieć?
— Że wam także było potrzeba wody.
— I...
— I że z tego można tak samo wnosić o waszym mózgu, jak o naszym.
— All thunders! Chcecie mnie obrazić?
— Nie.
— Ależ to była obraza!
— Dlaczego? Sądziłem tylko, że mogę być dla was tak samo uprzejmym, jak wy dla nas.
— Macie! Ten człowiek nie wie, co mówi. Włóczy się po kraju, ażeby rozkopywać dawne mogiły i szukać pogniłych kości. Wobec tego każdy wie, że na to, co on powie, nie należy zbyt wiele albo wcale nie uważać.
Ilustrując te słowa, puknął wskazującym palcem w czoło i zapytał mnie potem:
— Czy znaleźliście dużo takich grobów, sir?
— Ani jednego — odrzekłem.
— To łatwo pojąć. Kto chce szukać mogił indyańskich, nie powinien chodzić po Llanie Estacado.
— Llano Estacado? — zapytałem z pozornem zdumieniem.
— Tak.
— Gdzie ono leży?
— Tego nie wiecie?
— Wiem tylko, że to ma być smutna okolica.
— O sancta simplicitas! A więc nie wiecie, gdzie się znajdujecie?
— Na preryi i nad tą piękną wodą.
— A dokąd chcecie się stąd udać?
— Tam.
Wskazałem ręką na wschód.