Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  134  —

Leżał teraz przede mną i spał spokojnie, prawdziwy olbrzym z postaci. Potężne jego ciało odziane było całe w skórę, ale tak, że ogorzała od słońca pierś była odkryta. Jego długie, brunatne, miękkie jak jedwab włosy dosięgały mu, jak welon, aż do pasa, a w twarzy, chociaż we śnie znika z niej zwykle życie duchowe, widać było wyraz owej energii, bez której niepodobna sobie wyobrazić dobrego westmana. Przedstawiałem go sobie zupełnie tak, jak widziałem go teraz, leżącego przed sobą, oczywiście dlatego, że mi go tak opisywano. Nie należy sobie jednak każdego znanego westmana tak wyobrażać. Kto tak czyni — a zdarza się to bardzo często — ten doznaje potem na widok człowieka, o którego się rozchodzi, wielkiego rozczarowania. Widziałem tylko dwu sławnych westmanów, Old Tirehanda i Old Surehanda. Niejeden doświadczył tego pewnie, że fizyczni goliaci mają często iście dziecięce usposobienie i że brak im żądzy i zdolności do walki, gdy tymczasem słabiej zbudowani ludzie wolą się dać rozszarpać, aniżeli zmusić do ucieczki. Oczywiście, nie jest to regułą. Życie na dzikim Zachodzie nie sprzyja wykształceniu się pełnych form, ale stwarza mięśnie i ścięgna, jak stal.
Nadszedł czas obudzić śpiącego. Uczyniłem to, a gdy Old Surehand się podniósł, mogłem dopiero zobaczyć, w jakiej harmonii były ze sobą poszczególne części i członki jego ciała.
— Good morning, sir! — pozdrowił, obrzucając badawczem spojrzeniem moją postać, poczem wrócił do twarzy. — Nareszcie, nareszcie spełnia się moje życzenie zobaczenia was, gdyż tego, co było wczoraj wieczorem, nie można nazwać widzeniem. Oto moja ręka na dzień dobry i podziękowanie jeszcze raz za to, co wczoraj uczyniliście i na co odważyliście się dla mnie. Uściśniecie ją, mr. Shatterhandzie?
— Chętnie — i ja także cieszę się szczerze, że was nareszcie poznaję. Jeśli chcecie, to trzymajmy się wiernie razem; oto moje życzenie.