Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiedziałem bowiem, że podda się dobrowolnie. Ale co z emirem?
Po pewnym czasie usłyszałem z drugiej strony zatoki głośne krzyki i wołania, ale nie można było zrozumieć ani słowa, tembardziej, że padł strzał, potem drugi, trzeci.. Krzyk nie ustawał przez dłuższą chwilę, aż nagle ustał, a na drodze nad maijeh ukazał się żołnierz, zmierzający szybko ku mnie. Wychyliłem się z kryjówki, i gdy był już blisko zawołałem:
— Puścili cię łowcy?
— Musieli, effendi, bo... złożyli broń.
— Chwała Bogu! Ale... strzelano...
— Emir chciał ich przekonać, że nie żartuje, a nawet czterech padło bez życia; dopiero wówczas poddali się. Emir prosi cię, effendi, abyś śpieszył czem prędzej pomóc wiązać jeńców.
Poszliśmy naprzód; niebawem natknęliśmy się na kilku łowców, którzy mieli jeszcze broń w rękach, lecz nie zdradzali bynajmniej ochoty zrobienia z niej użytku.
— Effendi! — zawołał emir.
— Jestem!
— Nieprzyjaciel poddał się i złożył broń. Trzeba powiązać złapanym ręce wtyle tak, żeby jeden do drugiego był przywiązany w rodzaj łańcucha, któryby można transportować do łożyska potoku. Uważaj, żeby który nie uciekł z tamtej strony!
Emir obmyślił doskonały sposób transpor-

71