Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co? Myślisz, żeśmy powarjowali?
— Mogę to pomyśleć, skoro wleźliście w nastawioną przeze mnie pułapkę tak skwapliwie, a zresztą, niech ci się zdaje, że masz odwrót wolny, za plecami stoi reis effendina z całym oddziałem żołnierzy.
— Reis e... e... ef... effen... dina...? — szepnął drżącemi usty. — Kłamiesz!...
— Nie, nie kłamię, biedaku, lecz mówię prawdę. A tu, po tej stronie mam nie dwudziestu, lecz o wiele więcej ludzi, gotowych do ataku. Powiedziałem ci przecie, że reis effendina dał mi wczoraj cały oddział do dyspozycji. Rozkazuję ci więc, byś złożył w tej chwili broń, bo w razie oporu, niebawem poczujesz na własnej skórze ostre zęby tych zielonych bestyj, patrz... Oczywiście, nie sam, ale razem ze swoimi...
— Effendi, co ci do głowy przyszło, chcesz mnie zapomocą podstępu...
— Milcz i nie obrażaj mnie! — przerwałem mu surowo. — Pokażę ci tak z grzeczności i dla uniknięcia przelewu krwi, że mówię prawdę. Reis effendina!... Emirze!...
Wypowiedziałem te dwa wyrazy głosem donośnym, przykładając dłonie do ust, i natychmiast dała się słyszeć po drugiej stronie wąskiej zatoki odpowiedź:
— Effendi! Jesteśmy tu!
— A więc? spytałem — porucznika — słysza-

69