Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

= Czy istotnie możesz mnie o tem przekonać, ty, mędrcu nad mędrcami?
— Bardzo łatwo. Czy mogło być większe głupstwo nad to, żeś wtajemniczył szeika el beled w swoje plany i powiedziałeś mu, jak to będziesz wrzucał jeńców po jednemu zgłodniałym krokodylom w maijeh?
— A, u ciebie to jest głupotą! Człowieku, żal mi cię, że właśnie ty jesteś cielęciem. Nie było to wcale głupotą z mej strony, lecz ścisłe wyrachowanie, które aż do tej chwili nie zawiodło mnie.
Opowiedziałem mu pokrótce cały przebieg mych zabiegów, od początku do chwili obecnej i, co udało mi się pozyskać. Biedak, słysząc to, załamał ręce i zawołał:
Allah, Mahomet! I ja... ja... mam w to uwierzyć?
— Chcąc nie chcąc, uwierzyć musisz. Gdzież się zapodział szeik z czterdziestoma wojownikami? Dlaczego nie daje do tej pory umówionego znaku? Dlaczego nie strzela?
— Pojawi się jeszcze, jestem tego zupełnie pewny! Ale gdyby nawet nie przybył, nie masz jeszcze powodu do triumfu. Rozporządzasz bowiem tylko dwudziestoma asakerami, a nas jest przeszło sześćdziesięciu i...
— I — przerwałem mu — nie macie nic lepszego do zrobienia, jak zdać się na moją łaskę i niełaskę.

68