Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cieszy mnie, że masz tak szlachetne porywy i tak doniosłe poczucie sprawiedliwości, dlatego też nie mam powodu kryć się przed tobą ze swoimi zamiarami. Czy znasz Dżebel Arasz Kwol?
— Jakżebym nie miał znać? Byłem tam już kilka razy.
— I maijeh el Humma, nad którem powyższa miejscowość leży, znasz również?
— Znam.
— Czy są tam krokodyle?
— Niezliczona moc, szczególnie aż wre od nich w środkowej zatoce, wciskającej się w głąb skał.
— Ponad tą zatoką wije się wąska drożyna, nieprawdaż?
— O, bardzo wąska i niebezpieczna. Podróżny musi iść pieszo i wymijać ostrożnie głazy, bo za lada potknięciem mógłby wpaść do wody na pastwę krokodyli.
— Otóż widzisz, ja tam wykonam wyrok na tych drabów.
Szeik el beled zbladł z przerażenia, poczem zauważył:
— Effendi, to będzie straszne, przeokropne!
— Każdy zbiera to, co zasiał, a zresztą nie będzie tak źle, jak ci się zdaje. Mnie naprzykład chciano powyrywać paznokcie, poobcinać ręce i nogi powoli i z wyszukanem okrucieństwem,

13