Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwoli ujść mu bezkarnie? A może żywisz dla niego współczucie?
— Jak możesz o to pytać, effendi! Im wcześniej wytępicie całą tę zgraję, tem większa będzie moja radość. Zresztą, ja sam, jeżeli tylko przydam się na coś, ofiaruję się na wasze usługi.
— Z których, niestety, korzystać nie możemy. Bo zresztą, cóżbyś mógł nam pomóc? Wracając jednak do rzeczy, ludzie ci chcieli wymordować wszystkich asakerów, podróżujących ze mną, a mnie postanowili zamęczyć w najokropniejszy sposób. Że więc udało mi się nadludzkim wysiłkiem ujść tych męczarni, to jeszcze nie znaczy, abym miał narażać się na ponowne niebezpieczeństwo. Byłbym samobójcą, gdybym ich puścił, bo oni natychmiast urządziliby na mnie zasadzkę. I co wtedy? Otóż stokroć lepiej będzie, jeżeli bez żadnych skrupułów wydam na stracenie wszystkich znajdujących się w mych rękach zbrodniarzy.
— Urządzisz może sąd tu, w Hegazi?
— O, nie! Oni nie ujrzą już nigdy tego miejsca.
— Effendi, nie bierz mi za złe, gdy cię zapytam, gdzie odbędzie się ten straszny sąd i egzekucja! Dusza moja jest przepełniona wstrętem do tych zbrodniarzy, i chciałbym za wszelką cenę wiedzieć, czy sprawiedliwości istotnie zadość się stało.

12