Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A co islamowi zależy na twoich rękach i nogach? Jeżeli strawi je żołądek krokodyla, tem lepiej dla nich, bo nie będą się potem smażyć w piekle, i dlatego powinieneś mi być nawet wdzięczny, że zgotuję ci ten sam los, co Abd Aslowi.
— Na miłość Allaha, emirze, daj pokój, nie czyń tego! Przekonam cię, że nie jestem tak zły, jak sądzisz, i że nie zasłużyłem na podobną śmierć.
— Naprawdę? Radbym wiedzieć, w jaki sposób dowódca tych oto wściekłych psów może dać dowód swej... niewinności.
— Zupełnej niewinności nie, ale przecie mógłbym czemś okazać, że mam odrobinę dobrego serca. Słyszałem przed chwilą, że effendi dowiadywał się o pewnego zaginionego człowieka. Gdybym więc udzielił ci o nim wiadomości, czy kazałbyś mnie wrzucić do bagna?
— Z pewnością, bo zgóry wiem, że chciałbyś się wykręcić kłamstwem.
— Allah świadkiem, że chcę mówić prawdę. Jeśli mi nie wierzysz, to każ zatrzymać mnie tak długo, dopóki się nie sprawdzi to, co mówię, a jeśli skłamię, wówczas możesz mnie rzucić krokodylom, albo nawet postąpić ze mną jeszcze surowiej.
— Zgóry nie mogę niczego przyrzekać, mów więc i, jeżeli wywnioskujemy z twych słów, że nie kłamiesz, to możliwe są pewne względy

118