Strona:Karol May - Niewolnice II.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dlaczego z nami nie wracasz effendi? Dokąd zamierzasz się udać?
— Do onbasziego, żeby mu wydać odpowiednie wskazówki.
— Przez sam środek nieprzyjaciół? Effendi, znowu narażasz się na niebezpieczeństwo! Zabierz mnie ze sobą!
— Twoje towarzystwo mogłoby tylko zwiększyć niebzpieczeństwo; lepiej zostań tutaj i postaraj się o to, ażeby tamci nie popełnili głupstwa
— Będę posłuszny, effendi, ale proszę cię miej się na baczności, i nie daj nam czekać na siebie zbyt długo!
Poczciwy chłopak obawiał się o mnie. Podał dalej mój rozkaz, i wszyscy szeregiem oddalili się ze zdobytą bronią. Nie poszedłem, oczywiście, środkiem obozu, lecz cofnąłem się nieco i zwróciłem się na drugą stronę wadi, w przypuszczeniu, że między obozem a przeciwległą skałą znajdę wolne przejście. Tak było istotnie. Przedostałem się łatwo poza legowiska łowców, i miałem jeszcze z pięćset kroków przed sobą, ażeby się natknąć na onbasziego. Kiedy uszedłem już z cztery piąte drogi, odezwałem się w umówiony sposób, dając znać staremu kapralowi, że się zbliżam. Bałem się bowiem, żeby mnie nie wziął za nieprzyjaciela i nie narobił zgiełku. Usłyszawszy znak, wyszedł naprzeciw.
Spotkawszy mnie, rzekł:

22