Strona:Karol May - Niewolnice II.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

też jesteś za dumny ha to, by brać łup wojenny? Słyszałem że wojownicy Zachodu nie lecą na zdobycz i nie dopuszczają na wojnie grabieży. Co do mnie, to uważałbym za ujmę, gdybym się tknął przedmiotów, które były w brudnych rękach tych psich synów!
Mniemanie to uznałem za bardzo szlachetne. Skłoniło mnie ono do tego, że traktowałem go więcej po przyjacielsku, na co zresztą zasłużył sobie przywiązaniem do mnie i życzliwością.
Trzeba teraz było zamyśleć o zabezpieczeniu jeńców — przedsięwziąć wszelkie środki ostrożności w celu zapobieżenia możliwej ucieczce. Pokładano ich tedy w środku i otoczono wokoło, nie spuszczając oka ani na chwilę. Na noc wyznaczyłem wartę. Było jeszcze widno, ale wieczór już się zbliżał powoli. Postanowiłem więc przed napadnięciem mroku zbadać dokładnie teren naokoło studni W ciągu swoich podróży nie zaniedbywałem tej ostrożności, nawet wówczas, gdy się czułem najzupełniej pewnym i bezpiecznym. Oddaliłem się tedy od obozowiska, szukając śladów i orjentując się w położeniu. Równocześnie wysłałem kilku żołnierzy do lasu po drwa, gdyż wobec znacznej liczby jeńców trzeba było założyć i podtrzymywać przez całą noc kilka ognisk. Wróciłem niebawem, nie znalazłszy nic podejrzanego. Mogliśmy się szykować do noclegu. — — —



127