Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się domagałeś, żeby cię zabrali ze sobą.
— To prawda, teraz poznaję, że mi nie mogli zwrócić uwagi na niebezpieczeństwo, na które się narażałem. Są oni zatem mniej winni, aniżeli sądziłem, a ponieważ pod twoją opieką jestem bezpieczny, więc im przebaczam.
— Widzę, że Allah dał ci miękkie serce. Jesteś łagodny, jak chrześcijanin, co mnie cieszy tem bardziej, że cię uważałem za surowego przeciwnika mojej wiary.
— I takim przeciwnikiem istotnie jestem i do końca życia zostanę, mimo to jednak przypuszczam, że mi modlitw moich odmawiać nie zabronisz.
— Nie mam prawa mieszać się w sprawy twojego sumienia.
— Wiedz zatem, że nadeszła pora modlitwy o zachodzie słońca, i że mój dywan modlitewny znajduje się przy moim wielbłądzie. Czy mogę go sobie przynieść?
— Możesz. Wielbłąd, dywan i cała

83