Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Udżubi Allah! — Cud Boski! Jak śmiesz tych ludzi w mojej obecności...
Chciał sięgnąć po flintę, więc zastąpiłem mu drogę i wtrąciłem:
— Nie rozdrażniaj się! Nie zdołasz już nic zmienić, ani z tego co się stało, ani w tem co się stanie.
— I owszem. Oddaj mi strzelbę!
— Biorę ją narazie na przechowanie.
Sięgnął oburącz za pas pod burnusem. Wtedy objąłem go rękoma, przycisnąłem mu ręce do ciała i zawołałem do Ben Nila, który nadbiegł właśnie z żołnierzami:
— Zwiążcie najpierw tego szeika Monassyrów, lecz nie czyńcie mu nic złego, gdyż z wroga stanie się wkrótce naszym przyjacielem.
Opierał się, na nic mu się to jednak nie zdało. Rozbrojono go i związano tak, że rękami nie mógł wcale poruszać. Wzywał jedynie wszelkich rodzajów zemsty niebios i Allaha, w czem myśmy, oczywiście, bynajmniej mu nie przeszkadzali.

67