Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie mogę jeszcze rozpoznać, widzę tylko trzy białe punkty.
— Zaraz sprawdzę.
Poszedłem do niego, wziąwszy ze sobą lunetę. Tak, byli to trzej jeźdźcy na wielbłądach, a przez szkła rozpoznałem całkiem wyraźnie, że jechali z południa i zamierzali prosto do studni. Wydało mi się to trochę podejrzanem.
— Znają widocznie ukrytą studnię — rzekłem. — To bardzo osobliwe.
— Więc należą do karawany niewolników — rzekł strażnik.
— Nie sądzę, bo karawana ma nadejść z południowego zachodu. Przypuszczam jednak, że to znajomi albo przyjaciele łowców, bo o studni nikt inny nie wie. Połóż się, ażeby cię nie spostrzegli.
Porucznik zaciekawiony wyszedł także na górę i obok nas przykucnął. Podałem mu lunetę; spojrzał przez szkła i rzekł, potrząsnąwszy głową:
— Nie wiem, co o tem myśleć. Są to prawdopodobnie ludzie Ibn Asla, gdyż, oprócz nich i nas, nikt o tej studni nie

47