Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że nie potrzebuję już nieżywego udawać!
— Skąd się tu wziąłeś?
— Stąd, z góry — wskazał na wysoką ścianę skalną.
— Podziękuj Allahowi, że mnie spotkałeś. Czuję się wprawdzie, dzięki tobie, jak rozbity, gdybyś był jednak runął wprost na kamienie, leżałbyś tutaj teraz z połamanemi żebrami. Czego ty tam w górze szukałeś?
— Chciałem zejść ze skały, aby ciebie ocalić.
— Oj głupi, głupi! Nie byłem wcale w niebezpieczeństwie.
— Tak długo nie było cię widać, żeśmy się już zaczęli niepokoić o ciebie, więc ja, jako najmężniejszy z bohaterów, wyruszyłem, by cię odszukać. Kiedym ze skały schodził, obsunął się kamień i zjechałem prędzej, niż miałem zamiar.
— To znowu jedno z bezmyślnych głupstw twoich. Gdybym naprawdę znajdował się w niebezpieczeństwie, tu już nie ty chyba zdołałbyś mnie ocalić.

37