Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Udali się do namiotu, poza którym leżałem. Wewnątrz było zupełnie ciemno. Kiedy dozorcy studni również i swoje pochodnie zgasili, wysunąłem się ostrożnie z krzaków i, zbliżywszy się do namiotu, jąłem nadsłuchiwać. Rozmawiali jednak półgłosem, a płótno tłumiło wyrazistość ich słów. Ponieważ rozmowę chciałem usłyszeć koniecznie, spróbowałem podnieść ścianę namiotu pomiędzy dwoma kołkami, co mi się też udało w tym stopniu, że mogłem głowę wsunąć do środka.
Ani jednego, ani drugiego w ciemności nie widziałem, po głosie jednak poznałem, że siedzieli tuż obok mnie, i mógłbym ich wyciągniętą ręką dosięgnąć. Szkoda, że nie słyszałem początku rozmowy, gdyż ja sam byłem jej przedmiotem. Dowiedziałem się o tem zaraz z pierwszych posłuchanych słów fakira:
— W takim razie muszę cię przestrzec przed człowiekiem, który utrzymuje przyjacielskie stosunki z reisem effendiną, i dąży teraz do niego do Chartumu, aby

6