Strona:Karol May - Na granicy tureckiej.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   90   —

— Stojanie uciekaj!...
Poczem drzwi zamknął i przed nimi stanął.
— Otwórz te drzwi! — odezwał się aga, posuwając się naprzód.
— Poczekaj, dżanem... — odrzekł Stanko rękę wyciągając. — Poczekaj trochę...
Aga zatrzymał się mimowoli, powściągnięty spokojem, z jakim Stanko do niego przemawiał. Opamiętał się jednak i znowu krok naprzód postąpił.
— Poczekaj... — odezwał się Stanko.
— Na co?... — zapyta! aga.
— Poczekaj... — powtórzył.
— Eh!... — odrzekł aga z akcentem niecierpliwości.
— Poczekaj... ja ci drzwi otworzę sam... — rzekł Stanko.
Aga znów się zatrzymał, na to atoli, ażeby się do zaptich zwrócić i dać im giestem odpowiedniem poparty rozkaz otworzenia drzwi.
— Poczekajże małko... — przemówił Stanko tonem perswazji. — Poczekajcie dla własnego waszego dobra, — ciągnął dalej, chcąc widocznie zaptich zabawić dlatego, aby Stojan na czasie zyskał.
— Jakiego dobra?... — zapytał aga.
— Poginiecie marnie... Komitadżi ten ma rewolwerów, zdaje się, siedem czy osiem.
Na te słowa zaptije stanęli jak wryci.