Strona:Karol May - Na granicy tureckiej.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   5   —

mytnicy znają, jak własną kieszeń, nadaje się do tego procederu idealnie, o ile, naturalnie urząd celny nie stara się zbytnio przeszkadzać biedakom.
Abdahan effendi, jako wierny poddany jego sułtańskiej mości, nie uważa za stosowne, aby przyzwoici ludzie drapali się po górach i karze więzieniem każdego, kto zbacza z głównego traktu, przecinającego granicę pod kątem prostym i prowadzącego środkiem doliny w głąb kraju.
Po obu stronach tego traktu, w miejscu, gdzie zaczyna spuszczać się w dolinę, stoją oba budynki celne, z jednej strony komora turecka, z drugiej — perska, górując w ten sposób nad okolicą.
O kilkaset kroków dalej zaczynają się posiadłości Abdahana, połączone mostem, który, jak wszystko, jest własnością effendiego i daje mu wcale ładne dochody z mostowego.
Poniżej komór również po obu stronach traktu znajdują się dwa karawanseraje obszerne lecz brudne, jak wogóle wszystkie tego rodzaju budynki w obu sąsiadujących państwach.
Oprócz tych dwuch przytułków dla podróżnych, Abdahan dla znakomitych gości przybudował na swoim domu rodzaj dwupiętrowej wieży, zawierającej po dwa pokoje na każdym piętrze. Pokoje drugiego piętra łączyły się zapomocą wewnętrznych schodów z głównym wejściem, do pokojów na pierwszym piętrze prowadziły boczne schody, idące zewnątrz domu na płaski dach,