Strona:Karol May - Na granicy tureckiej.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   68   —

łem... Owczarstwo rzuciłem... powróciłem do Warny i u konsula na służbę stanąć chciałem, alem się do niego dostać nie mógł. Włóczyłem się po mieście dni kilka i dowiedziałem się, że książki są w Ruszczuku. —
— Być muszą i w Warnie, nietylko u konsula, — wtrącił Stojan.
— Może... — odparł chłopak, — alem ja w Warnie jeść już nie miał co... liczyłem na służbę u konsula, zawiodłem się, głód mi się czuć dawał. —
— Służby innej znaleźć nie mogłeś? —
— Trafiała mi się niejedna, ale... bez książek. —
— Tak ci o książki chodziło? —
— A tak, — odpowiedział. — We dnie mi w oczach stały, po nocach się śniły.. Wydawało mi się, że umrę, jeżeli do nich nie zajrzę... —
— Skądże ci się to wzięło? —
— Ludzie powiadają, że z książek dowiedzieć się można o wszystkiem. Kiedym się więc dowiedział, że w Ruszczuku jest czytelnia, a w niej dużo książek, przyszedłem. —
— Jakto, piechotą?
— A no... Przy sobie nie miałem pariczki jednej ażeby żelaźnicę (kolej) opłacić... Szedłem dni cztery o chlebie proszonym... i zaszedłem... Pytałem o czytelnię, dopytałem się, i Bogu dzięki trafił się abadzij, co mnie na cziraka (terminatora) przyjął.., siedzę u niego i robię tydzień cały, a w sobotę idę do czytelni i mam na czytanie cały dzień nie-