Strona:Karol May - Na granicy tureckiej.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   49   —

wiedziany przez naszych sąsiadów z drugiego piętra.
Około południa do każdej z duan zajechał poseł, zapowiadając przybycie specjalnie wyznaczonego oficera, który ma przeprowadzić śledztwo.
Wywołało to pomiędzy pięcioma stowarzyszonymi prawdziwy popłoch. Najspokojniejszym z nich był Abdahan effendi, lecz dwaj Achmetowie pożółkli, pozielenieli i zupełnie stracili apetyt. Po obiedzie Achmet z ptasim dziobem zwrócił się do mnie i rzekł z przymusem.
— Tytułujesz mnie, sidi, kapitanem, ale to tylko grzeczność z twojej strony. Nazywaj mnie majorem, to wystarczy. —
— I mnie również, — dodał Achmet z twarzą buldoga.
Wieczorem powtórzyła się ta sama scena i obaj majorowie zdegradowali się na poruczników.
To samo uczynili i obaj Selimowie, którzy najprzód przyznali się do stopni wachmistrzów, aż wreszcie wykrztusili, że są tylko prostymi żołnierzami. Omar śmiał się im w twarz, ja jednak zachowywałem należytą powagę.
Po kolacji wszyscy czterej zaczęli nam okazywać wyraźnie, że jesteśmy wśród nich zbyteczni, poszliśmy więc do siebie, a raczej do naszego otworu, który nam już tyle tajemnic zdradził.
Na dole wspólnicy kłócili się tylko, nic jednak ważniejszego nie zdradzili.