Strona:Karol May - Na granicy tureckiej.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   22   —

— Naturalnie.
— Bardzo się z tego cieszę, — rzekł słodko. — Chłopiec już przywiązał się do mnie, a i ty mię niedługo pokochasz, bo należę do tych dusz, które żyją tylko szczęściem innych.
Skłoniłem się w milczeniu i skierowałem ku domowi, gdy nagle usłyszałem za sobą głośny okrzyk.
Był to drugi Machmet aga, który zdaleka kiwał na mnie ręką.
— Jakże się cieszę, że jesteście już z powrotem, — rzekł, kiedyśmy podeszli ku niemu parę kroków. — Wszak siadacie razem z nami do stołu? To bardzo dobrze, — ciągnął dalej na moje potwierdzające skinienie głową. — Pozwolisz mi usiąść między wami? Pokochałem was odrazu, gdyż należę do tych dusz, które żyją tylko szczęściem innych Ale chodźmy, gdyż musicie być bardzo głodni.
Kiedyśmy weszli do jadalni, Abdahan siedział już przy stole i zajadał jakąś potrawę z ryżem. Powitał nas uprzejmie, skinieniem ręki zaprosił do zajęcia miejsc i zapytał przedewszystkiem o to, co mu widocznie najbardziej na sercu leżało, a mianowicie, czyśmy z Ben Adelem nie rozmawiali.
— Nie, odrzekł Omar.
— A może z jego żoną lub kimkolwiek z jego domowników?
— Z nikim, powtórzył chłopiec niecierpliwie.