Strona:Karol May - La Péndola.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaś spoczęło z widocznem zadowoleniem na olbrzymiej postaci i szczerej twarzy doktora.
— Pan chciał pomówić ze mną? — zapytał Sternau doskonale akcentowaną hiszpańszczyzną.
— Tak — odparł lord. — A może woli pan mówić po niemiecku?
— Czy pan jest Niemcem?
— Nie. Jestem Anglikiem. Nazywam się Dryden.
Sternau nie mógł ukryć zdumienia.
— Dryden? A więc jest pan może lordem Dryden, ojcem — — ?
— Tak, to ja, drogi panie.
— Proszę usiąść, sir. Przyznaję, że nie spodziewałem się odwiedzin.
— Tak, wizyta to nieoczekiwana — rzekł Dryden, siadając. — Sądzę jednak, że domyśla się pan przyczyny.
— Może — odparł Sternau.
— Przedewszystkiem dziękuję za uprzejmość, okazywaną mej córce.
— Niema za co; postąpiłem, jak postąpiłby każdy człowiek, nieco obyty.
— Wielka uprzejmość, sir. A teraz niech mi pan pozwoli przejść do sprawy samej; jest to rzecz poważna.
Sternau uważał za swój obowiązek powiedzieć:
— Myśli pan o przyjacielu, z którym jestem tu razem?
— Tak. Chodzi o jego stosunek do Amy.
— A więc miss Amy opowiedziała panu wszystko?
— Tak, natychmiast po powrocie, i nic w tem dziwnego, gdyż przyzwyczaiła się ufać swemu ojcu. Pan

110