Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jesteście sami, czy nadjedzie ich więcej?
— Jesteśmy sami.
— Zaufam wam i otworzę bramę.
Odsunął rygle i wpuścił jeźdźców na dziedziniec. Zeskoczyli z koni; vaquero powiódł je do wodopoju. Na ganku domu powitał ich hacjendero. Podał rękę Sternauowi, poczem wyciągnął ją w kierunku Mariana. Mariano miał twarz odwróconą, oglądał się za końmi. Powoli ją odwrócił. Gdy Arbellez nań spojrzał, cofnął w zdumieniu rękę i zawołał:
Caramba, cóż to jest! Hrabia Manuel! Ależ nie, hrabia Manuel wszak znacznie starszy.
Chwycił się za głowę, tak go oszołomiło to podobieństwo. Po chwili wzrok jego padł na Ungera. Załamując ręce, zawołał:
Valga me Dios! Boże, nie opuszczaj mnie, czy jestem zaczarowany?
— Co się stało, ojcze? — zapytał dźwięczny głos dziewczęcy.
— Chodź tu, moje dziecko, — odrzekł. To zdumiewające. Przybywa trzech panów; jeden z nich jest podobny jak dwie krople wody do hrabiego Manuela, drugi zaś do twego biednego narzeczonego.
Emma wyszła na ganek uśmiechnięta; na widok Ungera rzekła jednak poważnie:
— To prawda, ojcze; ten pan wygląda zupełnie jak mój biedny Antonio.
— No, to się wyjaśni — rzekł hacjendero. — Witam was, sennores: wejdźcie do mego domu.
Wyciągnął ręce do Mariana i Ungera i zaprowadził wszystkich trzech do sali jadalnej, gdzie gościom

10