Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mi, będziemy mogli ich powystrzelać, jednego po drugim, bez uszczerbku dla siebie. Uff, uff, uff!
Indjanie coraz bardziej się ożywiali. Gdybyż to wiedzieli, kto nad nimi leżał i podsłuchiwał ich narady! — Winnetou cofnął się nieco i pociągnął Shatterhanda za rękę.
— Wycofamy się? — zapytał pocichu biały.
— Tak. Wystarczy nam, co słyszeliśmy. Niech mój brat idzie za mną.
Podpełzli do krawędzi skały. Old Shatterhand opuścił Winnetou na lassie, poczem i sam ześlizgnął się przy pomocy wodza Apaczów.
Powinni byli opuścić miejsce równie niepostrzeżenie, jak przybyli. Czołgając się, wracali tą samą drogą, i szczęśliwie dotarli do miejsca, gdzie już się mogli swobodnie podnieść. Przeprawiwszy się przez bród, wyszli poza obręb niebezpieczeństwa. Tu zatrzymali się i Winnetou rzekł:
— Chcą zastawić na nas pułapkę, i ani wątpią, że nas przymkną!
— Tak, to świetna pułapka, bardzo dobra! A my wejdziemy!
— Tak. Mój brat ma te same myśli, co ja. Sprowadzimy Nawajów; ci zamkną za nami otwartą pułapkę w taki sposób, że Nijorowie sami w niej utkwią. A teraz wróćmy do Szi-So! Niema potrzeby wysyłać tego młodego,

111