Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I że twoi wojownicy są naszymi jeńcami?
— Nie widzę tego.
— Nie? Czy któryś z nich może opuścić pueblo wbrew naszej woli? Możemy nawet spędzić ich z dachów. Nasze strzelby niosą aż do najwyższego tarasu; możemy zatem zmusić twoich wojowników, aby schronili się do mieszkań. Skąd dostaną jadła i napoju? Nie mogą przecież zejść do studzien i do śpiżarń. Poza tem mamy w swej mocy ciebie i twoich trzech towarzyszów. Jak przypuszczasz, co się z wami stanie?
— Nic!
— A — — istotnie?
— Tak, ponieważ nikomu z was nic złego się nie stało.
— Moi przyjaciele zawdzięczają to tylko mnie i Winnetou; mieliście bowiem złowrogie względem nich zamiary. Nie będę teraz trwonił słów i czasu. Zabraliście ich dobytek i ukryliście w pueblu. Jeśli odzyskają wszystko, puścimy was i odjedziemy; jeśli jednak będziesz się wzbraniał, zastrzelimy ciebie i spalimy twój skalp, abyś zjawił się bez niego w Wiecznych Ostępach. Tak samo postąpimy z twoimi towarzyszami. Patrz, oto słońce wschodzi! Skoro stanie na odległości dłoni od widnokręgu, chcę mieć twoją odpowiedź. Dłużej nie będę czekał. Powiedziałem!
Podniósł się i odszedł wraz z Winnetou —

104