Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spostrzegłszy Playera na wolności, wezwali go do siebie. Player przyznał się szczerze do swoich postępków.
— Czy możesz nam powiedzieć, — zapytał Weller — co z nami zamierzają robić?
— Obawiam się, że nic dobrego, — odpowiedział Player.
— Właściwie zasłużyłeś na ten sam los, co my, jednakże cieszy mnie, że jeden przynajmniej zdoła go uniknąć. Lecz powiedz mi, co słychać z moim synem?
— Chcesz się dowiedzieć prawdy?
— Nie umrę z tego. Byle prędzej! Wiesz, że nie jestem słabeuszem.
Istotnie nie był słabeuszem, a jednak w oczach Jego widniał strach i oczekiwanie. Objawił się w nim ojciec. Ponieważ Player ociągął się z odpowiedzią, więc uprzedził go:
— Mówże prawdę, nie żyje?
— Tak.
— Nie żyje, nie żyje... — powtórzył, przymykając powieki. Widać było, że wiadomość ta wstrząsnęła nim do głębi. Policzki zapadły, twarz przybrała trupi wyraz. Wreszcie otworzył oczy i zapytał:
— Jaką śmiercią umarł?
— Zaduszony przez...
— Przeze mnie! — krzyknął Herkules, który znajdował się wpobliżu. — Łotry, myśleliście, że umarłem, ale mój czerep jest mocniejszy, niż przypuszczaliście. Wpadłem tylko w malignę i zadusiłem pięściami tego urwisa, tak samo jak ciebie wnet zaduszę!
Weller ponownie przymknął powieki. Jakże musiało w nim wszystko kipieć! Kiedy znów oczy rozwarł,

90