Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szych powinienem przekazać sędziemu zarówno ich samych, jak i pieniądze. Lecz cóżby z tego wynikło? Pieniądze ulotniłyby się jak kamfora, a łotry — również. Wy zaś nie dostalibyście ani grosza i bylibyście skazani na zagładę. W porównaniu z tem prawo, wysnute z sumienia, wydaje mi się słuszniejsze. Dlatego zagarnąłem pieniądze, aby sprawiedliwości stało się zadość, Czy sądzicie, że postępuję niewłaściwie?
— Słusznie, słusznie, słusznie! — odpowiedziano mi całą gromadą.
— Dobrze. Melton i Weller nie wiedzą jeszcze, że mam ich pieniądze. Pierwszy je zakopał i nigdy już się nie dowie o ich stracie. Weller miał pięć tysięcy, Melton ponad trzydzieści tysięcy dolarów.
Zaległo tak głuche milczenie, że słychać było szmer oddechów. Już ciszę miały rozerwać radosne okrzyki, gdy nakazałem spokój:
— Cicho! Nikt oprócz nas nie powinien się o tem dowiedzieć. My wiemy, że nasza sprawa jest słuszna; ale obcy mógłby osądzić inaczej. Silberstein również nie powinien o tem wiedzieć. Nie jest tak ubogi, jak wy. Ma swoje własne fundusze i pozostaje przy Yuma.
— Swoje własne? — odpowiedział robotnik, wydelegowany do przemawiania. — Wszak Weller mu je zabrał?
— Ja zaś odebrałem Wellerowi i zwróciłem prawemu właścicielowi. Niestety, nie całą kwotę rozdzielę pomiędzy was. Część muszę dać hacjenderowi, który poniósł ciężką szkodę.
— Wszak zapłacono mu za hacjendę?
— Sumę śmiesznie niską.

80