Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wódz posiada wykształcenie, z którego ja, jako teść, jestem w najwyższym stopniu zadowolony!
— Jeśli pan tak sądzi, to będę milczał, tembardziej, że przyrzekłem Indjaninowi nie przeszkadzać jego zamiarom. Życzę panu, abyś się nie rozczarował. Co zamierza pan teraz uczynić? Chcę doradzić pańskim towarzyszom wyjazd z Sonary i wogóle z Meksyku.
— Czy myśli pan, że się zgodzą?
— Jeśli są roztropni, to na pewno.
— Dlaczego nie zostaną? Miałżebym sam jeden z Judytą pozostać między Indjanami?
— Co im po Yuma? Mają zdziczeć? Wszak nie każda kobieta zostanie żoną i nie każdy mężczyzna — teściem wodza. Widział pan, co się tu może przytrafić europejskim robotnikom. Odprowadzę ich do granicy Stanów Zjednoczonych, lecz pana Przebiegły Wąż nie zgodzi się wypuścić.
— To jest zupełnie zrozumiałe. Kiedy się ma górę złota i srebra w kraju i kiedy można również mieć młodą żonkę o czarującem obejściu i teścia, który pozwala się czcić z najgłębszym szacunkiem, o, wówczas nie wypuszcza się ich dobrowolnie; ani też nie porzuca się kraju, w którym jest złoto, dla kraju, w którym go niema.
— A więc zostanie pan przy Yuma — tyle tylko chciałem wiedzieć. O ile wiem, wszyscy, wyjąwszy pana i Herkulesa, przybyliście tutaj bez pieniędzy. Słyszałem, że pan miał ze sobą jakąś kwotę. Czy to prawda? — A jakże, święta prawda?
— potwierdził żarliwie. — To było piękne, dobre, prawdziwe złoto w okrągłych cudnie dźwięczących monetach, przechowywane w sa-

75