Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wać o niedawnem pochodzeniu listu. Nagłówek brzmiał: dear uncle, t. zn. kochany stryju. Pierwsza połowa listu była nieciekawa, dopiero ostatnie wiersze ściągnęły moją uwagę.

„Skoro się więc pytasz, z czego tu żyję, mogę ci odpowiedzieć, że powodzi mi się bardzo dobrze. Mam szczęście w grze, poza tem zjednałem sobie przyjaźń człowieka, którego kiesa, tego nabita, stoi dla mnie zawsze otworem. Czy przypominasz sobie bogatego ex-dostawcę wojskowego, którego poznałeś w St. Louis? Jest to rodowity Niemiec, pragnący uchodzić za prawdziwego Yankee do tego stopnia, że aż zmienił swoje niemieckie nazwisko Jaeger na angielskie Hunter. Jak się dowiedziałem, przybył z za oceanu jako czeladnik szewcki; mimo głupoty, a może dzięki niej, miał łut szczęścia i dzięki marjażowi stał się właścicielem sklepu na William street w New-Yorku. Podczas wojny ze stanami południowemi dostarczał wojsku z początku tylko obuwia, potem również umundurowania oraz innych rzeczy i zbił na tem wielką fortunę. Obecnie przestał pracować, ciągle choruje i pomnaża swój kapitał ogromnemi odsetkami, co jest mu właściwie niepotrzebne, gdyż oddawna jest wdowcem, a syn — jedyny spadkobierca, oddziedziczyłby i tak dosyć wiele, aby przeżyć swoje lata bez troski. Stary, nadomiar bardzo skąpy, nie wysłał jeszcze ani grosza ubogim krewnym,
62