Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

moim zakładnikiem i, jako taki, może im się bardzo przydać.
Poszliśmy drogą, prowadzącą do jaskini. Ponieważ mogliśmy chodzić tylko gęsiego, utworzył się więc długi szereg. Zapaliliśmy wszystkie światła, które mi pozostały, jak również lampki górnicze, które wisiały na ścianach. Oczywiście, ponieważ otchłań zagradzała drogę bezpośrednią do jaskini, przeto musieliśmy wydostać się z podziemi przez opisany już otwór. Kiedy ostatni wyszedłem, zasypaliśmy tunel ziemią. Dotarliśmy wreszcie do jaskini. Była dość obszerna, aby nas wszystkich pomieścić.
Była już godzina trzecia, lub czwarta, — czas najwyższy na schwytanie Meltona. Chciałem się wprawdzie szczegółowo rozmówić z wychodźcami, lecz musiałem odłożyć to na później, ponieważ przed świtem należało opuścić Almaden. Wybrałem dziesięciu najsilniejszych mężczyzn, którzy mieli nam towarzyszyć; pozostałym zabroniłem wydalać się z jaskini, łatwo bowiem mogli zostać odkryci. Złożyli solenne przyrzeczenie. Co się tyczy wodza, byłem pewny, że dotrzyma słowa. Zresztą, gdyby usiłował uciec, znalazłby śmierć z rąk wychodźców. —
Drogę na płaskowzgórze każdy z dziesięciu emigrantów znał dobrze, ponieważ tędy ich prowadzono. Dotarliśmy bardzo prędko. Można było nie lękać się straży: gdyby nawet usłyszeli odgłos kroków, z pewnością przyjęliby nas za swoich.
Domek nad szybem oprócz drzwi posiadał kilka otworów okiennych. Stąd biło światło. Głośnemi krokami podeszliśmy wprost do domu i weszli wszyscy, a ra-

41