Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To szczególnie musiałam zaakcentować.
— Niech pani dziękuje Bogu, że ja się tutaj zjawiłem. Albowiem Przebiegły Wąż nie zdoła wydobyć pani z tego szybu.
— Ależ, on na pewno przyjdzie!
— Nie zrobi tego, bo nie może. Dzięki pani, Melton został doskonale poinformowany o swoim rywalu i wie, czego się ma po nim spodziewać.
— To nic nie szkodzi. Wiem, że Melton zależny jest od Indjan i nie może narażać się ich wodzowi.
— Ja zaś wiem, że wcale się go nie lęka. Los pani jest tego najlepszym dowodem. Mimo sennority pogróżek, uwięził ją w kopalni. To chyba dowód przekonywujący, iż Melton nie obawia się Indjanina.
— Wkrótce dowie się o swojej pomyłce. Powiedziałam mu, że Przebiegły Wąż będzie na mnie czekał i zgłosi się po mnie, jeśli nie przyjdę.
— Ach, to już największy bąk, jakiego mogła pani strzelić! Melton jest uprzedzony i uzbroi się odpowiednio na przyjęcie czerwonego. Sądzę, że pani obrońca sam potrzebuje obrony.
— Myśli pan, iż Melton się odważy? Całe plemię Yuma pomściłoby śmierć swojego wodza.
— Myli się pani. Melton, którego pani sama nazwała szatanem wcielonym, nie jest tak głupi, aby wyjawić to, co zamierza, lub czego może już dokonał. Łatwo potrafi usunąć wodza w taki sposób, że nikt się o tem nie dowie. Może pani być przekonana, iż gadatliwością naraziłaś swego obrońcę na najwyższe niebezpieczeństwo.
— Jeżeli tak jest w rzeczywistości, to sądzę, że pan

28