Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakgdyby zatrzymało jego uwagę. Przyglądał się podejrzliwie, podpłynął bliżej i — nagle głowa jego, a potem ręce i nogi zapadły się wgłąb. Nad nim bulgotała woda i utworzył się wir. Pod powierzchnią jeziora odbywała się okrutna walka na śmierć i życie. Lecz komu śmierć, a komu życie?
Wkońcu wynurzył się z wody Mimbrenjo. Poruszał się nogami i jedną ręką, drugą wlokąc we wodzie, i wnet zniknął nam z oczu za krzewami. Odwróciłem się do swoich i zawołałem przyciszonym głosem.
— Zabił Bobra i zamierza go oskalpować. W tym celu wyciągnął go z wody. Miejcież broń wpogotowiu, gdyż obawiam się, że Yuma nie potrafią opanować wybuchu wściekłości.
Istotnie, po chwili ukazał się Mimbrenjo, przypłynął do nas i wyszedł na ląd.
— Stój! — krzyczał Vete-ya. — Tylko zwycięzca może wyjść z wody; zwyciężony musi w niej zginąć!
Mimbrenjo w odpowiedzi wskazał nóż w prawej, skalp w lewej ręce i odparł:
— Niech zatem Vete-ya obejrzy Czarnego Bobra, który leży w zagajniku, i niech się przekona, czy żyje jeszcze. Oto jest skóra jego czaszki.
Mimbrenjowie winszowali mu okrzykami. Nie odniósł najmniejszej rany, najmniejszego zadraśnięcia. Yuma pienili się ze wściekłości. Rycząc, jak drapieżne zwierzęta, pobiegli do obozu po broń.
Pomknąłem czem prędzej do Vete-ya, który stał jeszcze pod bukiem w towarzystwie Apacza.
— Twoi wojownicy — rzekłem — biegną po broń. Zatrzymaj ich, póki czas.

135