Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głazami i zasypali wejście do jaskini. Przypuszczam, że do dziś dnia nikt jej nie odkrył. —
Ocknąłem się pierwszy i zacząłem budzić poczciwego don Endimio de Saledro y Coralba oraz jego woźniców. Załatwiłem z nimi rachunki, poczem obudzono innych i zaczęto się pakować, pod kierownictwem Przebiegłego Węża. Nie widać było Żydówki, ani jej ojca. Siedzieli w namiocie wodza; ze strachu nie śmieli nosa wysunąć. Usiadłem obok Winnetou i przyglądałem się robocie. Po chwili zbliżył się do nas hacjendero i urzędnik. Ukłonili się w najwyższym stopniu ceremonjalnie. Juriskonsulto z uroczystą miną urzędową przemówił, zwracając się do mnie:
— Widzę, że pan się gotuje do drogi, sennor? Dokąd pan jedzie?
— Do Chihuahua — odpowiedziałem.
— Na to nie pozwalam. Obstaję przy tem, aby wszystkie osoby, które się tutaj znajdują, udały się ze mną do Ures.
— Prawdopodobnie jako aresztanci?
— Coś w tym rodzaju.
— Proszę więc, niech pan nas zaaresztuje.
— Chętniebym tego uniknął, wierzę bowiem, że godność mego urzędowego stanowiska skłoni panów, aby dobrowolnie udać się za mną do Ures.
— Ponieważ nie widzę tej godności, nie będę przeto postępował według pańskiej zapowiedzi. Poza tem, przebywając na terytorjach Yuma, zamierzam kierować się zgodnie z ich obyczajem i prawem. Ale gdyby nawet było inaczej, jestem Europejczykiem, więc mogę nie li-

101