Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   88   —

nie rozumieć własnego swego, ojczystego języka; pomów pan z nim.
— Dobrze, kapitanie; przedtem jednak muszę się zapytać pana, czy rzeczywiście chcesz tą łódką dojechać do Kantonu? Stąd do Wampoa parowcem jedzie się dzień cały, a stamtąd mamy jeszcze dwanaście mil.
— Wiem to doskonale, lecz przecież mam poznawać świat i ludzi, czyś pan o tem zapomniał? Dlatego właśnie chcę nająć taką trzcinową łódkę, żebym mógł się zatrzymać i wysiąść na ląd, kiedy będę chciał. Czasu mamy dosyć, gdyż tutaj sternik zastąpi mnie w zupełności. Zresztą, jeśli pan chcesz gwałtownie, to możemy jechać parowcem.
— I mnie na tem nic nie zależy; ale jeśli mamy razem poznawać świat i ludzi, to czemu nie zaczniemy od Hong-kong, które leży najbliżej?
— Słuszna uwaga. Najmij więc pan tego człowieka i jedźmy do Hong-kong.
Miasto Hong-kong leży na północnym brzegu górzystej wysepki, mającej około 20 mil angielskich w obwodzie. Ze zwykłą bystrością i trafnością sądu anglicy wybrali to miasto za punkt oparcia dla siebie i naturalnie zrobili wybór jak najlepszy! Naturalna, zasłonięta z trzech stron, głęboka przystań pozwoliła na zbudowanie tutaj olbrzymiego portu, do którego prowadziły dwa wejścia z dwóch stron przeciwnych,