Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   230   —

— Wprzód pozwól sobie przedstawić mego przyjaciela, kuang-fu-Turnering, — odrzeklem etykietalnie.
Kapitan zrozumiał, o co chodzi; jedną ręką przycisnął parasol do piersi, drugą zaś podniósł do kapelusza, salutując po wojskowemu.
— Ja zaś prezentujeng drogiegong masterang Kung-ki-fung ki-mung-ki-lung-ki.
Mongoł nie zrozumiał tego fantastycznego języka i nazwiska, Kong-ni zaś z trudnością utrzymał poważny wyraz twarzy.
Wprowadzono nas do bawialni, gdzie zastaliśmy córkę gospodarza, młodziutką, szczupłą panienkę o smutnym wyrazie twarzy. Obok niej siedział gość, w którym ze zdumieniem poznaliśmy dżiahura. Poczęstowano nas najprzód herbatą i oryginalnemi chińskiemi ciastkami, poczem zaproszono do ogrodu, który był o wiele mniejszym i zupełnie inaczej utrzymanym, niż ogród Phy. Przedewszystkiem było tutaj bardzo wiele kwiatów, których odurzający zapach rozchodził się dokoła. Z ogrodu przeszliśmy na obszerne podwórze. Zdziwiło mnie to bardzo, gdyż chińczycy nie trzymają zwykle inwentarza i z tego powodu, nie potrzebując dla nich miejsca, budują się ciasno. Przestałem się jednak dziwić, gdy gospodarz otworzył drzwi od stajni, która natychmiast ściągnęła moją uwagę.
Chińczycy posiadają najgorsze na świecie