Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   211   —

opamiętał się wszakże natychmiast i powitał serdecznie.
— Bądź pozdrowiony zbawco mego syna, — rzekł. Mój dom jest twoim domem; rozkaż, a wszyscy słuchać cię będą!
Podałem mu list sędziego. Rozłamał pieczątkę i przeczytał, poczem skinął, abyśmy poszli za nim.
Na korytarzu wskazał nam dwa kosztownie umeblowane pokoje, mówiąc uprzejmie:
— Pokój na prawo należy do ciebie, na lewo do twego przyjaciela. Wejdźcie i rozgośćcie się, a potem pozwól mi z tobą pomówić.
Jednocześnie prawie zjawił się służący, który podał mi wodę do mycia i świeże ubranie, gdyż tamto pokryte było kurzem.
Odświeżywszy się i oczyściwszy z kurzu i potu, zbliżyłem się do okna, wychodzącego na wspaniały i olbrzymi ogród.
Po chwili wszedł służący z kosztowną lampą w ręku, w której paliła się wonna oliwa.
— Pan mój zapytuje, czy nie zechciałbyś widzieć się z nim?
— Gdzież go znajdę?
— W pierwszym pokoju, na dole.
Poszedłem zaciekawiony ową rozmową i owemi wymaganiami, które mi miał posta-