Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   186   —

nasz sędzia jest bardzo potężnym, ale kocha sprawiedliwość i złoto. Jesteście bardzo uprzejmi, więc z pewnością wygracie sprawę.
Było to tak wyraźnie powiedziane, że musiałem uprzedzić kapitana, aby się miał na baczności i nie okazał się czasem zbyt hojnym.
— A więc on kocha sprawiedliwość i złoto, — powtórzył Turner. W takim razie nie dostanie ode mnie nic.
— A pan, czy dasz mu co?
— Ani grosza.
— Bardzo dobrze. Wszak my należymy do naszego konsulatu.
— Nie omieszkam mu tego przypomnieć.
— Czy nie gniewasz się pan, że cię wpakowałem w tę kabałę?
— Nie, kapitanie. Sprawa jest więcej zabawną niż groźną.
Wszedł ten sam policyant, który nas aresztował.
— Przekonałem się, że jesteście niewinni. Zaraz zamelduję sprawę sędziemu.
Wszedł do sąsiedniego pokoju i po chwili wezwał nas tam za sobą.
Zastaliśmy tam chińczyka, którego twarz nie budziła najmniejszego zaufania. Skłoniliśmy się W milczeniu.
— Jeden z was jest austryakiem, drugi amerykaninem. Który jest amerykaninem?