Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   171   —

tego musisz mi pan pomódz zadysponować obiad, w którym nie będzie ani jednego dania z glist lub robaków, czem się podobno chińczycy zajadają.
— Nie obawiaj się pan, nie jest znowu tak źle z tutejszą kuchnią.
— A jednak tak mówią i piszą.
— Bardzo wierzę, ale nie wszystko jest prawdą. Plotą ludzie rozmaite rzeczy, ponieważ sposób przyrządzenia potraw i sposób jedzenia chińczyków różni się bardzo od naszego.
— Nie zaprzeczysz pan jednak, że jedzą gniazda jaskółcze i wodorosty morskie.
— Zapewne, ale wodorosty są bardzo pożywnemi roślinami, a z gniazd jaskółczych gotują znakomite zupy i sosy, które nie zasługują wcale na pogardę.
— Jedzą młode psy!
— I cóż z tego? Dlaczego młody pies ma być gorszym od młodej kozy naprzykład? Że jedzą płetwy rekinów, nie możemy się im dziwić, bo i my zjadamy rozmaite brzydactwa, w postaci sera naprzykład, który powstaje z zepsutego mleka, cielęcych mózgów lub zielonych żabek. Wierz mi pan, że chińczycy wcale się gorzej od nas nie żywią.
— Pocieszyłeś mnie pan trochę. Szukajmy więc restauracyi!
— Patrz pan, oto niedaleko jest już je-