Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   157   —

— Czyż nie wiesz, że jest on odwiecznym wrogiem bogów i zmusza ich do walki z sobą. Ale bogowie są silniejsi i pomimo, że zabrał jednemu z nich miecz, pobili go i wypędzili do piekła.
— Czy widziałeś tę walkę?
— Nie, kapłan, któryby zobaczył coś podobnego, musiałby umrzeć.
— A więc nigdy nie widziałeś szatana? W takim razie ja ci go pokażę. Spojrzyj w tę stronę, — rzekłem, odsłaniając i wskazując na kapitana. Oto jest szatan, który zabrał miecz twojemu bóstwu.
— Nie rozumiem cię.
— Widzę, że twoja pamięć jest bardzo krótka, muszę jej przyjść z pomocą. Gdzie jest dżiahur?
— Nie znam go. Kto jest dżiahur?
— Jakto, nie wiesz, kto jest dżiahur?
— Tylko wielki Fo jest wszystkowiedzącym, człowiek nie może wszystkiego wiedzieć.
— Jesteś Hoszangiem, wychowałeś się w klasztorze, przeczytałeś wszystkie święte księgi i nie wiesz, co to jest dżiahur? Muszę ci dać lekarstwo na wzmocnienie pamięci.
— Owszem, daj mi je, — uśmiechnął się lekceważąco.
— Dobrze, natychmiast, — odrzekłem i uśmiechnąłem się również. Poczem zwróciłem się do majtków, stojących za mną i dodałem: