Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   128   —

ni, ale jednocześnie prawie zupełnie dzicy, chciwi i mściwi. Rabunek uważanym jest u nich jako jeden ze sportów i oddają mu się z zamiłowaniem. Dżiahur na nogach miał rzadko spotykane tutaj wysokie mongolskie buty, a cienkie, długie, starannie utrzymane wąsy spadały mu do pasa nieledwie.
Ostrem, przenikliwem spojrzeniem swych małych, świdrujących, zimnych jak stal oczu objął całe stowarzyszenie, poczem przywołał skinieniem dwóch rozbójników i kazał sobie widocznie opowiedzieć wszystko, co się tutaj działo. Podczas tego opowiadania czoło, jego chmurzyło się coraz bardziej, rzucił pogardliwie-groźne spojrzenie na swoich podwładnych, poczem zbliżył się wprost do kapitana.
— Precz z bronią! — zawołał po chińsku.
Kapitan, rzecz prosta nie zrozumiał tego rozkazu, domyślił się go tylko z ruchu ręki, pomimo to nie myślał go wykonać i otworzył już usta do dania godnej odpowiedzi, gdy dziahur podniósł nagle pięść do góry i uderzył nią kapitana w głowę tak silnie, że ten wypuścił miecz z ręki i runął nieprzytomny na ziemię.
Zacisnąłem mimowolnie pięście, lecz nie ruszyłem się z miejsca i czekałem napozór spokojnie. Walki na pięście nie obawiałem się wcale, gdyż chociaż dżiahur przewyższał mnie siłą i wzrostem, nie mógł jednak dorów-