Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   104   —

mian za owoce, którymi obdarowałem ich malców. Chińczycy są bardzo wdzięczni, drobna więc uprzejmość, jaką okazałem dzieciom, zjednała mi serca wszystkich ojców i matek.
— Cóż my zrobimy z tą masą kwiatów, której nawet udźwignąć nie jesteśmy w stanie? — zapytał kapitan.
— Weźmiemy sobie kilka gałązek, a resztę zostawimy bonzie.
— Ale musimy im przecież podziękować.
— Rozumie się.
— Pozwól mi pan to zrobić.
— Z całą przyjemnością. Niech im pan tylko powie coś wzruszającego.
— Dobrze, dobrze, niech się pan nie obawia!
Kapitan stanął wyprostowany w pozie bohatera i rozpoczął rzeczywiście wzruszającą przemowę, zaczynającą się od słów:
„Mężczyzning, kobietyng, dziecing!“
Mówił im o swej życzliwości, o wdzięczności za poczciwe przyjęcie i o miłości, która łączyć powinna wszystkich ludzi. Rzecz prosta, że nikt nie zrozumiał ani słowa, wszyscy jednak odczuli zamiar poczciwego kapitana i podziękowali mu głośnym okrzykiem.
— Widzisz pan, że mnie doskonale zrozumieli — rzekł dumny z siebie kapitan. — Życzę panu, aby pańskie próby z owem papu i ki-