Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 2.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

inek; przyczyna leży w tem, że mężczyźni wszystkie wyprawy odbywają konno.
Nasi goście nie mieli ze sobą nic, oprócz odrobiny jadła, zawiniętego w stare szmaty. Mężczyzna nie był uzbrojony. Oboje wywarli na nas niezłe wrażenie; skromnie ulokowali się przy tylnej krawędzi tratwy. Siedziałem opodal przy wiośle i mogłem ich niepostrzeżenie obserwować. Ku memu zdumieniu ujrzałem na palcu mężczyzny pierścień, podobny do dwóch srebrnych pierścieni, leżących w mej kieszeni. A więc tak się sprawy mają!
Kiedy spławność rzeki pozwoliła mi na opuszczenie tylnej części tratwy, podszedłem do Halefa i zapytałem:
— Jak ci się podobają ci ludzie?
Wypowiedziałem te słowa w narzeczu arabskiem moghreb. Halef znał je doskonale, była to bowiem jego mowa ojczysta.
— Są mi naogół obojętni. Ale dlaczego posługujesz się mową mojej ojczyzny, sihdi?
— Ażeby mnie nie zrozumieli. Nie

68