Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 2.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sze więzy, a tratwa nasza przez całą noc była rozkosznem miejscem wypoczynku dla dusz waszych. Mam nadzieję, że obecne gorzkie rozstanie nie jest pożegnaniem na wieki; chciałbym, aby nasze oczy odnalazły się jeszcze. Puls mój poświęci ci wtedy wszystkie swoje uderzenia, zmieniając się w tę oto krokodylą skórę, a pieszczoty mego kurbacza dowiodą wyraźnie, jak drogie jest mi wspomnienie o tobie i twych usługach. Jam Hadżi Halef Omar, naczelny szeik Haddedihnów. Nie zapominaj o tem, ojcze zdrady, pradziadku kłamstwa, wuju nikczemności!
Wygadawszy się dosyta, splunął trzykrotnie i z pogardliwym ruchem ręki odwrócił się, aby ruszyć w moje ślady. Zaprowadziwszy konie na tratwę, odbiliśmy i puściliśmy się z biegiem rzeki blisko brzegu, aby móc wylądować wpobliżu kelleku Persów. Nie chciałem dopuścić, by ci trzej ludzie dogonili nas przed Bagdadem i dowiedzieli się, gdzie nas szukać. W tym celu przeciąłem sznur, na którym była umocowana ich tratwa, i zabraliśmy

118