Strona:Karol May - Hadżi Halef Omar.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jeśli... on ciebie nie schwyta!
Te ostatnie słowa, po których handlarz pośpiesznie odjechał, brzmiały, jak groźba. Ale Pers nie zwrócił na to uwagi; poruszył się zdziwiony i spytał mnie:
— Czy to nie kalumnja z jego strony, emirze? Coprawda Haddedinowie nie są szyitami, jak my, ale bądź co bądź wyznają Mahometa; ten więc, któremu zawdzięczają ratunek i zwycięstwo, nie może być chrześcijańskim psem!
— Tak, psem nie może być, ale jest chrześcijaninem! — odpowiedziałem z uśmiechem.
Cofnął się o kilka kroków i zawołał:
— Czy to prawda? Żartujesz chyba?
— Najszczersza prawda. Jestem chrześcijaninem!
Afghan! — O boleści! Dotknąłem cię, jestem więc bardziej zanieczyszczony, niż gdybym wpadł do hufra el harah — kupy nawozu! — Dlaczegoś na to pozwolił? Czemu nie ostrzegłeś mnie?
— A czy ja cię prosiłem, byś mnie dotykał? Czy doprawdy sądzisz, że przeze mnie możesz się zanieczyścić? Czy nie widzisz, jaka obelga kryje się w twoich słowach, w twojem pytaniu? A jeśli kto kogo, to jedynie ty mnie mogłeś zanieczyścić!
Allah! Jaka bezczelność! My wam...
Tu przerwał Halef, przyłożywszy mu do piersi obydwa pistolety:
— Nie wy nam, lecz my wam! — zrozumiano?! Może przypuszczasz, że się natknąłeś na takich mizeraków, jak Ormianin, który wziął nogi za pas? Mój sihdi to nie tchórzliwy; podstępny Ormianin, lecz waleczny Almani, który nigdy jeszcze nie pokazał wrogom ple-

85