Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kleić brodę. Koroną zaś przeobrażenia jest fałszywy paszport — rzecz doskonale wam z pewnością znana.
Landola uśmiechnął się:
— Fałszywy paszport? To wynalazek szatana!
— Dobrze, dobrze. Wszystkiego wam dostarczę. Sam również muszę się zaopatrzyć. W Meksyku spotkamy z pewnością Sternaua i innych znajomych; musimy więc strzec się, aby nas nie poznali.
— Pocóż przebierać się przed przybyciem do Meksyku?
— To konieczne. Może nie będziemy mieli okazji do zmiany nazwisk, wyglądu i paszportów. A zresztą, musimy wyglądać tam tak samo, jak tu w chwili wsiadania na okręt.
— Słusznie. W przeciwnym razie mogłyby powstać podejrzenia.
— Uważajcie! — Pojadę jako Antonio Veridante, adwokat i pełnomocnik hrabiego Alfonsa de Rodriganda. Zadaniem mojem jest lustracja meksykańskich posiadłości hrabiego. Mam wystarczające pełnomocnictwa...
— Wystawicie je sobie sami, nieprawdaż?
— Z paszportem nie będzie również trudności. Wezmę jednak na wszelki wypadek swoje prawdziwe papiery.
— Pamiętacie o każdym drobiazgu.
— Oczywiście będzie mi potrzebny sekretarz.
— Ja nim będę. Co za zaszczyt, co za honor!
Omawiali jeszcze przez jakiś czas szczegóły nowego planu. Wreszcie Landola rzekł:
— Musimy jeszcze ustalić, gdzie i kiedy się spotkamy.

84