Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cortejo skinął głową.
— Przedewszystkiem chciałbym odwiedzić mego kochanego brata Pabla. Poza tem pragnąłbym poznać bliżej szanowną moją bratanicę Józefę.
— Dlaczegóż właśnie teraz?
— Bo mi się tak podoba! Oszukaliście mnie; Pablo mnie też oszukał. Teraz chcę iść na pewniaka.
— Ach, tak! Chcecie roztoczyć nad nami dozór? Sądzicie, że pozwolimy na to?
— Nie powiedziałem, że myślę tylko o dozorze nad wami. Będziemy pracowali razem.
— To zmienia postać rzeczy — rzekł po namyśle urażony Landola. — Bądź co bądź nie należy tracić czasu.
— Ruszymy przy najbliższej sposobności. Dowiem się zaraz, jakie okręty stoją w porcie.
— To zbyteczne. Jestem dobrze poinformowany. Na kotwicy stoi tylko jeden statek; odpływa pojutrze do Rio de Janeiro.
— Bardzo dobrze. Znikniecie z oczu policji, a z Rio będzie nam łatwo dostać się do Meksyku.
— Może macie rację. Ale jak się dostać na pokład? W Barcelonie wiedzą dobrze, że wysłano za mną list gończy.
— To drobiazg. Czy wiecie, co to takiego colle de face?
— Wiem. Słynna francuska szminka, która starą kobietę zmienić potrafi w młodą dziewczynę. Można nią wygładzić najgłębsze zmarszczki.
— Oprócz tego można włożyć perukę i przy-

83