Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pah! Płacili dobrze. Najgorliwiej służę temu, kto najwięcej płaci.
— Łotr z pod ciemnej gwiazdy! Macie teraz skutki. Don Fernando wypłynął znowu na powierzchnię.
— Jakże mu się udało zbiec?
— Nie wiem. Dokąd go uwieźliście?
— Do Harraru. Dostęp do tego kraju jest niezwykle trudny. Byłem przekonany, że uciec niepodobna. Nie pojmuję, w jaki sposób don Fernando się wydostał.
— Zapewne dowiemy się kiedyś szczegółów. Jakże wygląda sprawa pozostałych, o których zatopieniu pisaliście?
Landola zdobył się na wymuszony uśmiech.
— Uważacie, że żyją jeszcze? Oświadczam więc, że nie utonęli wtedy.
Cortejo odparł z gniewem:
— Kpicie jeszcze ze mnie? Nie widzę powodu do żartów. Sprawa jest poważna i niebezpieczna. Dlaczego nie pozabijaliście wtedy tych ludzi?
— Po pierwsze otrzymałem za mało pieniędzy, po drugie zaś śmierć tych ludzi nie przyniosłaby mi żadnych korzyści. Nie wszystkie kanalje są uczciwe. A myśmy obaj kanalje. Myślałem o tem, że może przyjść chwila, w której zapomnicie o wdzięczności. Przewidując tę okoliczność, zachowałem jeńców. Umieściłem ich na wyspie, położonej na Oceanie Spokojnym.
— Postąpiliście głupio! Przecież coraz więcej staków krąży po oceanie.

81