Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeszcze się zgłosi!
— To dopiero łotr! Jak mądrze wszystko uplanował. Przecież Rodrigandowie byli zupełnie obezwładnieni. Hrabia Manuel nie mógł literalnie nic zrobić. Nieraz śmiałem się do rozpuku z bezradności tego starca, którego zgubił własny testament. Musiał przyglądać się zdaleka, jak sępy wdzierają się do jego gniazda, z którego przepędziły sokoła wraz z potomstwem. Tak, była to wesoła farsa! A teraz? Chciwość Landoli podważyła wszystkie nasze zdobycze. Jesteśmy znowu tam, gdzieśmy byli przed siedemnastu laty. Można oszaleć!
— Cóż teraz robić? Trzeba tych ludzi sprzątnąć jak najprędzej.
— Zostawiam to memu bratu. Dla mnie osobą ważniejszą od Sternauów i Marianów jest Landola. Bez świadectwa tego człowieka niewiele nam będzie można udowodnić.
— Musisz go zabić.
— Naprzód muszę z nim pomówić. Może lepiej będzie wyzyskać go jeszcze dla naszych celów.
— Czy przebywa w Barcelonie?
— Tak. Na pewno popełnił w Niemczech jakąś nieostrożność, gdyż ukrywa się nawet przed hiszpańskimi ajentami. Napisz zaraz do Madrytu do Alfonsa. I on powinien się dowiedzieć, co zaszło. Trzeba będzie obmyśleć wspólnie plan działania. Tymczasem wszystko przygotuję. Dziś jeszcze wyjeżdżam do Barcelony. W takich sprawach nie wolno tracić ani chwili czasu.
Cortejo ruszył w drogę tejże nocy. Przybywszy

72