Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wasza Królewska Mość! — krzyknął Sępi Dziób. — All devils!
Bismarck obejrzał go niemal z lękiem. Ale nazwany Królewską Mością skinął przyjaźnie.
— Nie powinien się pan przerażać.
— Ani mi się śni, — huknął trapper — ale jeśli ten master nazywa pana Królewską Mością, to jest pan chyba królem pruskim?
— Tak. Jestem nim.
— Niech piorun trzaśnie! Co ze mnie za osioł! Ale któżby mógł pomyśleć. Ten stary, dzielny pan schodzi tak cicho i spokojnie po schodach, pyta o to i owo, i okazuje się, że jest królem pruskim we własnej osobie! No, Sępi Dziobie, za jakiego głupca będzie cię ten król uważał!
— Sępi Dziobie? Któż to znowu? — zapytał król.
— To ja sam. W prerji każdy ma swoje przezwisko. Hultaj jakiś nadał mi przezwisko od mego nosa. Ale, Wasza Królewska Mości, któż to jest ten pan?
— To hrabia Bismarck, do którego panu pilno.
Yankes otworzył usta szeroko i odstąpił o krok.
— Co? Ten jest Bismarckiem? No, inaczej go sobie wyobrażałem!
— Mianowicie, jak?
— Jako małego, szczupłego i wysuszonego, słowem istnego, prawdziwego, sprytnego gryzipiórka. Ale wielka postać nie wadzi, naodwrót, wywiera wrażenie. Proszę Waszą Królewską Mość, abyś powiedział master ministrowi, kim jestem.

52