Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cortejo wracał do zamku, skradając się jak kot. Pomny doświadczenia, zacierał za sobą ślady miotełką, którą ukrył pod drzewem. Wszedłszy do swego pokoju, nie kładł się wcale, sądząc, że wkrótce Roseta lub Amy zbudzą się i zaczną wołać pomocy.
Ale przez całą noc panowała głucha cisza i Cortejo miał nawet czas i sposobność stwierdzić już o świcie, czy mu się udało zatrzeć ślady. —
Sternau chciał spędzić noc u wezgłowia chorego, ale panie wymogły na nim, aby im czuwać pozwolił, widziały bowiem, jak bardzo wyczerpany był doktór.
Obudziwszy się i ubrawszy prędko, zdążał właśnie do pokojów hrabiego, gdy nagle dobiegły go z sypialni przeraźliwe krzyki.
Wpadł do pokoju. Roseta i Amy rozpaczały nad pustem łożem hrabiego.
— Gdzie jest hrabia? — zapytał.
— Nie wiem, nie wiem — rozpaczała Roseta.
— Panie spały?
— Niestety — odrzekła. — Spałyśmy obie.
— Hrabia nie mógł odejść daleko, jest zbyt słaby.
— Nie widział go pan w przedpokoju?
— Nie.
— Więc jest z pewnością w bibljotece.
Sternau otworzył drzwi do bibljoteki, przeszukał pokój hrabiego — ani śladu.
— Nie rozumiem, w jaki sposób opuścił łóżko, a zwłaszcza pokój, — rzekł do siebie. — Był tak osłabiony... Okna są pozamykane od zewnętrz, więc nie mógł przez nie wyskoczyć. Trzeba rozpocząć poszukiwania.
Zwołano wszystkich mieszkańców zamku. Nikt nie

84