Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie. Wy go musicie zabić.
— Aha. To będzie bardzo dużo kosztować.
— Ile?
Cyganka namyślała się przez chwilę, poczem zapytała:
— Ile dajecie?
— Nie daję nic. Ile żądasz?
— Zapłata zależy od trudności roboty.
— To wiem — rzekł Cortejo. — Namyśliłem się nad wszystkiem. Ciało hrabiego Manuela musi zostać zmiażdżone, rozszarpane w kawałki.
— Zmiażdżone? Rozszarpane w kawałki? Na Boga, co za dziwne żądanie. Dlaczego właśnie ma być tak?
— Ponieważ jest obłąkany.
— Aha, rozumiem. Jako obłąkanego pilnują go dozorcy, ale udaje mu się zmylić ich czujność. Ucieka. Rzuca się z jakiejś skały. Czy tak?
— Tak właśnie rzecz sobie wyobrażałem.
— Jakżeż dostaniemy się do niego, skoro go pilnują?
— Właściwie niema przy nim dozorców. Czuwają tylko lekarz i córka. Do pokoju przylega bibljoteka; klucze zapasowe do niej mam przy sobie. Wprowadzę was, a potem już sami sobie radźcie.
— Garbo się tem zajmie.
— Mam wrażenie, że to odpowiedni człowiek. Więc ile będzie kosztowała ta sprawka?
— Trzy tysiące duros.
— Co takiego? Oszalałaś?
— Znacie mnie przecież. Kosztujemy drogo, ale pra-

78